Rozdział 19. Waśnie i spory

Następnego dnia szkoła zapełniła się od uczniów. Dzień spędziłam z Amandą, która przywiozła mi ciasto zrobione przez babcię Mary. Opowiadałyśmy sobie o tym, jak spędziłyśmy święta. Żałowała, że nie mogła zjeść świątecznego obiadu przy jednym stole z nauczycielami, co bardzo mnie rozbawiło.

Dzień później rozpoczęły się lekcje. Większość nauczycieli nie oszczędzała nas i zadawała nam dużo materiału do nauki i zadań do zrobienia. Sama musiałam spędzać sporo czasu na nauce, a Hermiona była najbiedniejsza, gdyż przedmiotów miała najwięcej. Przez to też nie rozmawiałam z nią za często, bo była na to zbyt zajęta. Wspólnie spędzałyśmy czas tylko w bibliotece, gdzie dalej pracowałyśmy nad obroną Hardodzioba. Może też dlatego chłopcy wybaczyli mi, że poparłam Hermionę i tolerowali mnie, gdy siadałam w naszych ulubionych fotelach przy kominku.

W czwartkowy wieczór siedziałam w ciszy z Ronem. Ku mojemu zaskoczeniu, również i on odrabiał zadania domowe, a przynajmniej się starał, bo bez pomocy Hermiony nie szło mu tak łatwo. Byłam ciekawa, gdzie zniknął Harry, ale nie chciałam go o to pytać. Czułam jakieś dziwne emocje targające moim kuzynem, ale starałam się je tłumić z całych sił, rozpraszały mnie. Poza tym miałam przeczucie, że nic złego mu się nie dzieje.

Około dziewiątej wieczorem Harry w końcu pojawił się w pokoju wspólnym. Klapnął ciężko na fotelu obok mnie. Wyglądał na strasznie wyczerpanego, był blady i trochę roztrzęsiony.

— Co ci się stało? — zapytałam, odkładając książkę, którą czytałam.

— Profesor Lupin uczy mnie Zaklęcia Patronusa — odpowiedział i chyba chciał wyjaśnić, czym ono jest, ale mu przerwałam.

— Jaka ja jestem głupia! — mruknęłam ze złością na siebie. Chłopcy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. — Severus nauczył mnie go na początku roku szkolnego i nawet po twoim upadku na meczu nie przyszło mi do głowy, żeby ciebie też go nauczyć.

Kręciłam głową z niedowierzaniem, że nie wpadłam na coś tak oczywistego.

— Potrafisz wyczarować patronusa? — zapytał zaskoczony Harry.

Skinęłam głową.

— Zajęło mi to trochę czasu, ale dużo ćwiczyłam i się udało — odpowiedziałam.

— Pokażesz? — zapytał Ron, równie zainteresowany, co Harry.

Chwilę się zastanawiałam, czy wyczarowywać go na oczach wszystkich Gryfonów. Następnie uznałam, że właściwie nic nie szkodzi, wielu uczniów ćwiczyło czary w pokoju wspólnym.

Expecto patronum! — powiedziałam wyraźnie i machnęłam różdżką. Przed nami pojawił się srebrzysty pies.

— Wow. — Ron był pod wrażeniem. Harry nic nie powiedział, ale z zamyśleniem przypatrywał się psu, dopóki nie przerwałam czaru.

— To dziwne — mruknął. — On wygląda jak ten pies, którego widziałem kilka razy.

Teraz obaj bacznie mnie obserwowali. Wzruszyłam ramionami.

— Nie wiem, dlaczego przybiera taką postać — skłamałam. Miałam wrażenie, że mi nie uwierzyli.

.

Chociaż proponowałam Harry’emu, że pomogę mu z Zaklęciem Patronusa, odmówił, twierdząc, że profesor Lupin go nauczy. Wiedziałam, że lubił profesora i nie dziwiłam mu się, że chciał spędzić z nim więcej czasu. Szczególnie że dowiedział się, że profesor przyjaźnił się z jego ojcem.

Kolejny raz odsunął się ode mnie, przeczuwając, że nie mówię mu o wszystkim i był zły na mnie, że znów mam przed nim jakieś tajemnice. Ron trzymał jego stronę, a Hermiona była otoczona takim stosem książek, że nie było jej zza niego widać. Dlatego zaczęłam najwięcej czasu spędzać w bibliotece, gdzie przy jednym stole uczyłam się z Amandą oraz Luną Lovegood. Chociaż dziewczyna była dosyć dziwna i wydawało się, że często miała głowę w chmurach, była sympatyczna, mądra i bardzo zdolna. Szybko ją polubiłam.

Czas szybko płynął, a każde z nas było zajęte własnymi sprawami. Hermiona nadal cały czas się uczyła, Harry miał treningi quidditcha sześć razy w tygodniu oraz lekcje z profesorem Lupinem, tylko Ron miał na tyle dużo wolnego czasu, by spędzać go z siostrą. Za to ja, jeśli się nie uczyłam, odwiedzałam Severusa i opanowywałam zaklęcia z książki, którą dostałam pod choinkę. Poza tym uczyłam się przygotowywania eliksirów, trudniejszych niż te, które robiliśmy na lekcji.

Styczeń minął szybko i wraz z lutym pojawiła się informacja, że Ministerstwo Magii dało pozwolenie na Pocałunek Dementora, jeśli te dopadną Syriusza Blacka.

— Co to właściwie jest? — zapytała Amanda, która pokazała mi artykuł w „Proroku Codziennym” z tą informacją.

Wzdrygnęłam się.

— Ostateczna i najgroźniejsza broń dementora — odpowiedziałam. — Przywierają do warg ofiary i wysysają z niej duszę.

— Co? — Amanda nie mogła w to uwierzyć. — Zabijają?

— Nie. To o wiele gorsze od śmierci. Można istnieć bez duszy, o ile działa mózg i serce, ale nie ma się świadomości samego siebie, żadnych wspomnień… nic. Po prostu się istnieje, jak pusta muszla i nie ma szans na ozdrowienie… A duszy nie ma, jest stracona na zawsze.

— I naprawdę taki los go czeka? — zapytała, patrząc na zdjęcie Syriusza.

— Niestety — odparłam. — Moim zdaniem nikt nie zasługuje na coś takiego — powiedziałam. — Nawet Voldemorta bym nie skazała na coś takiego, chociaż on naprawdę uczynił wiele złego.

— Jesteś jego córką, nie jesteś obiektywna — zaśmiała się Amanda, ale szybko spoważniała, gdy zauważyłam, że mnie to nie rozbawiło. — Przepraszam, to było głupie. Ale wiem, o co ci chodzi i chyba myślę tak samo.

.

Tego samego dnia Harry w końcu otrzymał Błyskawicę z powrotem. Nauczyciele sprawdzili, co tylko mogli i uznali, że prawdopodobnie miotła jest w porządku. Wiedziałam, że tak jest i cieszyłam się, że oddali ją Harry’emu jeszcze przed pierwszym meczem Gryfonów.

Gdy wchodziłam do pokoju wspólnego, widziałam Harry’ego i Rona, którzy pierwszy raz w tym roku rozmawiali z Hermioną. Wyglądało na to, że w końcu się pogodzili. Zanim do nich podeszłam, Ron poszedł do dormitorium zanieść Błyskawicę.

— No, wiesz… ciężko pracuję — usłyszałam Hermionę, gdy stanęłam obok nich.

— Przecież możesz po prostu zrezygnować z paru przedmiotów — powiedział Harry. Hermiona w tym czasie grzebała wśród książek, czegoś szukając.

— No wiesz! Nigdy w życiu!

— Ta numerologia wygląda okropnie — zauważył Harry, biorąc do ręki tabelę z cyframi, która na pewno wydawała mu się wyjątkowo skomplikowana.

— Och, nie, jest super! — zawołała Hermiona, a ja szybko ją poparłam. — To mój ulubiony przedmiot! Jest…

Hermiona nie dokończyła, bo przerwał jej zduszony krzyk, który wydobył się z kierunku schodów wiodących do sypialni chłopców. Wszyscy przerwali swoje rozmowy i z napięciem wpatrywali się w wejście na klatkę schodową. Najpierw usłyszeliśmy coraz głośniejsze, pospieszne kroki, a po chwili pojawił się Ron, wlokąc za sobą prześcieradło.

— PATRZ! — ryknął, podchodząc do nas. — PATRZ! — Podsunął Hermionie prześcieradło pod nos.

— Ron, co to…?

— PARSZYWEK! PATRZ! PARSZYWEK!

Hermiona cofnęła się gwałtownie z przerażoną miną. Szybko spojrzałam na prześcieradło i zobaczyłam jakieś czerwone plamy.

— KREW! — krzyknął Ron w głuchej ciszy. — A JEGO NIE MA! I WIESZ, CO ZNALAZŁEM NA PODŁODZE?

— N-nie — wyjąkała Hermiona.

Ron rzucił coś na pergamin z jej zadaniem domowym. Pochyliłam się, żeby dokładniej zobaczyć. Były to długie, brązowożółte włosy i nie ulegało wątpliwości, że były to włosy kota.

Wiedziałam, że to by było na tyle, jeśli chodzi o rozejm między Hermioną a chłopakami. Wiedziałam, że wszyscy teraz myślą, że Krzywołap zabił i pożarł Parszywka. Ale wiedziałam również, że Peter Pettigrew jest mistrzem, jeśli chodzi o udawanie własnej śmierci i byłam pewna, że nadal żyje, tylko gdzieś się schował, żeby ani Krzywołap, ani Syriusz nie mogli go znaleźć.

Niestety wiedziałam też jedno: W zamku były tylko dwie osoby, które mogłyby mi uwierzyć i żadne z tej trójki się do nich nie zaliczało.

.

Przez kilka kolejnych dni panowała napięta atmosfera. Ron był zły na Hermionę, że nigdy nie przejęła się tym, że Krzywołap poluje na Parszywka i że go nie pilnowała, oraz utrzymywała, że kot jest niewinny, radząc Ronowi lepiej poszukać szczura. Natomiast Hermiona twierdziła, że nie ma dowodów na to, że to Krzywołap zjadł Parszywka, jego włosy mogły tam być od Bożego Narodzenia, a Ron uprzedził się do kota od chwili, gdy ten wylądował na jego głowie w Magicznej Menażerii.

Również Harry nie miał wątpliwości, co się stało z Parszywkiem i gdy próbował Hermionie wykazać, że wszystkie poszlaki na to wskazują, obraziła się również na niego. Ponieważ ja znów poparłam ją i jej argumenty, chłopcy obrazili się też na mnie.

.

W końcu nadszedł dzień meczu, w którym Gryfoni mieli się zmierzyć z Krukonami. Cała drużyna Gryffindoru była w dobrych nastrojach – Błyskawica Harry’ego z pewnością ich podbudowała, wszyscy wierzyli, że wygrają ten mecz.

Tym razem pogoda była bardzo ładna – choć było mroźno, niebo było bezchmurne, wiał lekki, acz niedokuczliwy wietrzyk. Usiadłam na trybunach obok Hermiony, która mimo nawału nauki postanowiła pojawić się na meczu.

Członkowie obu drużyn wzbili się w powietrze, mecz się zaczął. Jak zwykle komentował Lee Jordan, który z początku skupiał się na miotle Harry’ego, za co dostał upomnienie od profesor McGonagall. Hermiona, słysząc to, uśmiechnęła się delikatnie.

Minęło zaledwie kilka minut od rozpoczęcia gry, gdy Harry zobaczył znicza i pomknął w jego kierunku. Cho Chang – szukająca Krukonów – również skierowała miotłę w tamtą stronę, ale nie miała szans. Znicz znajdował się w dolnej części boiska, a nurkowanie zawsze było specjalnością Harry’ego. Do tego teraz jego Błyskawica miała o wiele lepsze przyspieszenie.

Wszyscy się spodziewali, że za chwilę Harry zakończy grę, ale jeden z pałkarzy Krukonów odbił tłuczek w jego kierunku. Na szczęście chłopak go uniknął, robiąc gwałtowny unik, ale to wystarczyło, by złoty znicz zniknął. Na naszych trybunach rozległo się donośne oooooch!

— JORDAN! PRODUCENT BŁYSKAWIC ZAPŁACIŁ CI ZA REKLAMĘ? KOMENTUJ MECZ! — wykrzyknęła profesor McGonagall, gdy Lee kolejny raz zboczył z tematu. Zachichotałam.

Cały czas obserwowałam Harry’ego. Po chwili znów zauważył znicz, ale Cho udało się go zablokować. Chłopak musiał gwałtownie zboczyć, żeby się z nią nie zderzyć, co poskutkowało tym, że znicz znów zniknął. Po tej sytuacji Cho zdecydowała się cały czas lecieć za nim. Chwilę to trwało, aż w końcu Harry znów gwałtownie zanurkował i dziewczyna poszybowała za nim. Zorientowałam się, że w ten sposób chciał ją odczepić od siebie, kiedy wyhamował ostro i natychmiast wzbił się w górę.

Gdy oboje wypatrzyli znicza i przyspieszyli – Harry miał sporą przewagę – nagle Cho wskazała na coś ręką. Musiała również coś krzyknąć, bo Harry spojrzał w dół. Zaskoczona zauważyłam, że sięgnął za koszulkę, wyciągnął różdżkę i nagle z jej końca wystrzeliło coś wielkiego i srebrnobiałego: Patronus.

Z niedowierzaniem i wielką radością patrzyłam na patronusa, który z daleka przypominał mi jelenia. Pognał on w kierunku trzech dementorów, którzy na jego widok się zachwiali. Kaptury pospadały im z głów i okazało się, że to Draco, Vincent, Gregory i Marcus Flint chcieli nastraszyć Harry’ego.

W tym samym momencie chłopak złapał znicza, dzięki czemu Gryffindor wygrał mecz.

Na reakcję Gryfonów nie trzeba było długo czekać. Zaczęliśmy wiwatować i szybko skierowaliśmy się ku wyjściu z trybun, żeby wybiec na boisko. Ron biegł na czele, ja tuż za nim. Hermiona została w tyle.

Poza uczniami na boisko wszedł również profesor Lupin, który wyglądał na wstrząśniętego i uradowanego jednocześnie. Coś powiedział do ucha Harry’ego, na co ten się odwrócił i coś odpowiedział. Usłyszałam dopiero końcówkę ich rozmowy:

— Bo… widzisz… to nie byli dementorzy — rzekł profesor Lupin. — Sam zobacz…

Położył mu rękę na ramieniu i wyprowadził Harry’ego z tłumu. Od razu podążyłam za nimi.

— Napędziłeś panu Malfoyowi strachu.

Spojrzałam w kierunku Ślizgonów, którzy starali się uwolnić z długich, czarnych szat. Nad nimi stała profesor McGonagall, która wyglądała, jakby dostała ataku prawdziwej furii. Krzyczała na nich tak głośno, że byliśmy w stanie usłyszeć każde jej słowo:

— Nędzna sztuczka! Niegodna, tchórzliwa próba wyłączenia z gry szukającego Gryfonów! Szlaban dla wszystkich, Slytherin traci pięćdziesiąt punktów! Możecie być pewni, że pomówię o tym z profesorem Dumbledore’em! O, właśnie idzie!

I faktycznie w ich kierunku szedł dyrektor. Również wyglądał na złego, ale nie przyglądaliśmy się dalej całej sytuacji, bo George zgarnął nas z boiska wykrzykując, że zaraz rozpocznie się impreza w pokoju wspólnym.

.

Gryfoni świętowali cały dzień do późnej nocy. Większość tego czasu spędziłam z Paulem, Lee i bliźniakami, którzy zniknęli na jakiś czas, by pojawić się z kremowym piwem i torbami słodyczy z Miodowego Królestwa. Byłam pewna, że skorzystali z któregoś z tajnych wyjść z Hogwartu zaznaczonych na mapie.

Wieczorem wydarzyła się przykra sytuacja. Kątem oka widziałam, że Harry rozmawia o czymś z Hermioną, która cały czas starała się czytać jakąś książkę. Nagle Ron powiedział na cały głos:

— Gdyby Parszywek sam nie został zjedzony, zjadłby sobie parę tych karmelkowych muszek, bardzo je lubił…

Hermiona rozpłakała się, wsadziła olbrzymią księgę pod pachę i pobiegła ku schodom prowadzącym do naszego dormitorium.

— Mógłby jej darować — mruknął Paul. — Nie wierzę, że Krzywołap go pożarł.

— Oczywiście, że nie — odpowiedziałam. — Peter nie dałby się pożreć przez kota! Niestety jest mistrzem w udawaniu własnej śmierci. Poza tym Krzywołap potrafi rozróżnić zwierzę od animaga.

Od tamtej pory nic się nie wydarzyło aż do pierwszej w nocy. Paul objął mnie ramieniem, co było przyjemne, więc przysunęłam się do niego. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, aż zaczął się nachylać w moją stronę.

Spojrzałam na niego i zastanawiałam się, czy pozwolić mu na to. Nie wiedziałam, czego chciałam, co czułam. Jednocześnie byłam ciekawa i może pocałunek coś by mi powiedział o moich uczuciach?

Zanim jednak do niego doszło, profesor McGonagall pojawiła się w pokoju wspólnym, nakazując wszystkim iść spać. Gryfoni posłusznie jej posłuchali i wszyscy udali się w kierunku dormitoriów.

Spojrzałam na Hermionę, która leżała w swoim łóżku. Jedną ręką obejmowała otwartą książkę, musiała zasnąć podczas czytania. Ostrożnie wyjęłam ją i położyłam na stoliku nocnym, a następnie przykryłam dziewczynę kołdrą. Wyglądała na wyczerpaną.

Claudia próbowała jeszcze nas zagadywać, ale zmęczona Lavender powiedziała jej, żeby się przymknęła i w milczeniu szybko przebrałyśmy się w piżamy i poszłyśmy spać. Wiedziałam, że szybko zasnęły, bo ich oddechy się wyrównały. Po kilku minutach byłam jedyną dziewczyną, która jeszcze nie spała.

Nie potrafiłam zasnąć, cały czas myślałam o Paulu. Minęło może kilkanaście minut, gdy rozległ się głośny krzyk:

— AAAAAAAAAAACH! NIEEEEEEEEEEEEEEE!

Od razu rozpoznałam głos Rona, zerwałam się z łóżka i wybiegłam z dormitorium.

Redakcja & korekta: as_ifwhat

Tak jak obiecałam, jest nowy rozdział ;) Mam nadzieję, że Wam się podobał ;)

Życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku, spełnienia marzeń i powodzenia w realizacji postanowień noworocznych ;) Jak zamierzacie spędzić Sylwestra? Ja będę mieć mały maraton filmowy i razem ze znajomym będę oglądać Harry’ego Pottera ;)

Dodaj komentarz